Podczas ponad trzech lat codziennej jazdy rowerem nauczyłem się kochać całą ludzkość z wyjątkiem trzech kategorii ludzi: kierowców, pieszych i innych rowerzystów.
Jazda rowerem po ulicy – moja opinia
Pierwszy wpis w serii dotyczyć będzie kierowców, których istotna część nie posiada rozumu i godności człowieka, o znajomości przepisów ruchu drogowego nawet nie wspominając. Nie ma bowiem dnia, abym nie musiał stresować się osobnikami w metalowych puszkach wymuszających na mnie pierwszeństwo przejazdu.
Od razu napiszę, że historie o niewidzialnych rowerzystach pojawiających się nie wiadomo skąd z prędkością błyskawicy można włożyć między bajki. Na jesienną i zimową szarówkę mam bowiem kurtkę w walącym po oczach żółtym kolorze z odblaskami, a dzięki dynamo w piaście i ledowym lampkom mój rower jest oświetlony przez całą dobę. Wszystkie zaś niebezpieczne sytuacja z samochodami, a jakimi miałem do czynienia, wydarzyły się przy doskonałej widoczności (żadnych krzaczorów), a często przy kontakcie wzrokowym z kierowcą.
Prawo o Ruchu drogowym a jazda rowerem po ulicy
Według ustawy Prawo o Ruchu Drogowym, kierowca dojeżdżając do przejazdu rowerowego ma obowiązek zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa rowerowi znajdującemu się na przejeździe. To czysta teoria. Nawet gdy przejazd rowerowy jest ze światłami i mam zielone, zwalniam (chociaż nie muszę) i mam oczy dookoła głowy. Praktyka wygląda bowiem tak, że kierowca mający czerwone światło z zieloną strzałką przepuszcza co najwyżej pieszych na pasach, a następnie daje po gazie i rowery ma głęboko w sempiternie. Kierowcy mający zaś zwykłe zielone światło (nie bezkolizyjne) często nawet nie zwalniają.
Przepis nakazujący ustąpienie przy skręcaniu pierwszeństwa rowerowi znajdującemu się na drodze dla rowerów jest wciąż martwy. Kierowcy nie mają również świadomości, że od paru lat rower ma prawo do wyprzedzania po prawej stronie wolno jadących samochodów (co parę razy doprowadziło do obtrąbienia i zbluzgania mnie przez barana za kierownicą).
Wkurzający są też osobnicy, którzy naruszając przepisy ruchu drogowego pakują się na skrzyżowanie, z którego nie mogą wyjechać z powodu korka, i tarasują przejazd rowerowy (co ciekawe, niezastawiania przejścia dla pieszych większość się nauczyła), albo co prawda nie zastawiają, ale ruszają z kopyta gdy tylko piesi i rowerzyści dostają zielone światło.
Podsumowanie
Dlatego parę tygodni temu stwierdziłem, że czas tolerancji się nieodwołalnie skończył. Po pierwsze: nabyłem drogą kupna elektryczny dzwonek rowerowy 120 db, którym pikam prewencyjnie gdy widzę podejrzanie zachowujący się samochód. Pomaga, ale nie zawsze, dlatego po drugie: zmieniłem metody pouczania kierowców. Ponieważ dotąd większość uciekała przed wysłuchaniem zbawienniej nauki, od jakiegoś czasu rozmowę z kierowcą zaczynam od postawienia roweru przed maską auta. Dojrzewam też powoli do zakupu kamery na kask, ponoć nic tak nie cywilizuje kierowców jak nagranie video. Istnieje także taka opcja, że kupię trenażer do roweru i będę sobie jeździć w domu 🙂
Dowiedz się więcej na temat Vozilla (miejska wypożyczalnia samochodów).
To jest coś więcej niż zwykły tekst – to prawdziwa podróż intelektualna.