O koronawirusie powodującym bieżącą epidemię wiemy parę rzeczy istotnych wświetle dalszych rozważań: jest wysoce zaraźliwy, pomiędzy zarażeniem a wystąpieniem objawów upływa nawet 14 dni, a istotna część infekcji przechodzi bezobjawowo lub lekko. Śmiertelność jest bliska zeru wśród dzieci i młodzieży, mała w średnich grupach wiekowych i istotna u seniorów oraz chorych przewlekle. Zatem kiedy epidemia COVID-19 w Polsce przestanie być wszechobecna?
Epidemia COVID-19 w Polsce – jak ją zahamować?
Oznacza to niestety jedno: tej epidemii nie da się zahamować wsposób sztuczny. Gdybyśmy nawet zamknęli wszystkich Polaków na dwa tygodnie pełnej kwarantanny i dostarczali im do domów zakupy za pomocą dronów, to mielibyśmy po tym czasie zero nowych przypadków dziennie. Natomiast po zakończeniu izolacji, pierwszy przypadek zawleczony skądkolwiek spowoduje nową falę zachorowań. Dlaczego? Bo ludzie nie będą odporni na wirusa.
Epidemia COVID-19 w Polsce musi zahamować w sposób naturalny, a nastąpi to wtedy, kiedy w kontakt z wirusem wejdzie istotna większość społeczeństwa. Poza grupami ryzyka, co najmniej połowa zakażonych przejdzie infekcję bezobjawowo, nie zdając sobie z tego sprawy, większość pozostałych przejdzie chorobę lekko, często myląc ją z przeziębieniem lub zwykłą grypą. Spośród osób względnie młodych i względnie zdrowych nie umrze prawie nikt, poza stosunkowo nielicznymi pechowcami (zwłaszcza pozornie zdrowymi osobami z niezdiagnozowanymi chorobami). Do tego momentu sens ma moim zdaniem wyłącznie izolowanie osób starych ichorych, pozostali i tak prędzej czy później wirusa złapią, co jest zarazem nieuniknione, jak i konieczne dla zapewnienia społeczeństwu grupowej odporności.
Istotne jest to, że gdy większość ludzi nabierze odporności (w wariancie optymistycznym trwałej, w pesymistycznym czasowej, dopóki wirus istotnie nie zmutuje), występowanie wirusa zostanie drastycznie ograniczone przez zmniejszoną ilość osób mogących go przenieść na innych. Dzięki temu zmniejszy się również ryzyko trafienia na wirusa przez osoby chore lub w podeszłym wieku.
Kiedy koniec epidemii COVID-19 w Polsce?
Kiedy to nastąpi? Tego nie wiemy, ponieważ nikt (w tym rząd) nie dysponuje kluczową informacją: jaki odsetek Polaków już przeszedł bezobjawowo lub przechorował koronawirusa. Obecnie robione testy genetyczne nic nie mówią, bo wykrywają tylko osoby pomiędzy złapaniem infekcji (a konkretniej rozpoczęciem wiremii) a zakończeniem zarażania (około 2 tygodnie po wystąpieniu objawów), co więcej liczba stwierdzanych przypadków zależy wobecnej chwili tylko od ilości robionych testów: im więcej testów, tym więcej wykrytych przypadków. Testy genetyczne nie mówią nic o tym, jaka część społeczeństwa zwalczyła wirusa i jest na niego odporna.
Taką informację dałoby przebadanie większej próby losowej (powiedzmy koło 1000 osób) testami na specyficzne dla COVID-19 przeciwciała. Z tego, co mi wiadomo, badań takich nie przeprowadzono, więc nikt, łącznie z rządem, nie dysponuje ich wynikami. Dlatego wszelkie decyzje podejmowane przez rządzących są oparte na spekulacjach i pobożnych życzeniach, ponieważ obecnie możemy mieć do czynienia z jednym z dwóch, skrajnych scenariuszy, lub z czymś pomiędzy:
- Scenariusz 1 – z koronawirusem miało do czynienia tylko kilka procent Polaków. Jest bardzo mało osób odpornych. Wprowadzone przez rząd restrykcje spowodują, że epidemia będzie się ciągnęła jeszcze długie miesiące, bo wirus będzie się rozsiewał powoli. Ten scenariusz oznaczałby jeszcze jedno: bojąc się zapchania OIOMów i braku respiratorów spłaszczono falę zachorowań za bardzo. Według informacji przekazanych przez ministra Szumowskiego mamy w Polsce 10.000 respiratorów, a w bieżącym tygodniu w związku z koronawirusem w użyciu jest nieco ponad 100. Jeden procent wykorzystania. Można się cieszyć, że tak mało pacjentów jest w ciężkim stanie, ale pamiętać należy, że spłaszczona fala przenosi tyle samo wody, ale przetacza się znacznie, znacznie dłużej. Zwszelkimi tego konsekwencjami, czyli między innymi wielotygodniowym uziemieniem ludzi w domach.
- Scenariusz 2 – z koronawirusem miało do czynienia ponad 50% Polaków. Większość ludzi jest odpornych. To oznacza, że epidemia COVID-19 w Polsce zacznie wkrótce hamować, bo wirusowi jest coraz trudniej będzie złapać kolejną osobę do zarażenia. Oznacza to również, że wirus jest znacznie mniej groźny niż się powszechnie uważa, a wszelkie wprowadzone przez rząd restrykcje były całkowicie bez sensu. Rząd wkrótce zniesie restrykcje i ogłosi swój wielki sukces w ratowaniu narodu przed straszliwą zarazą.
Co nas będzie czekać?
Bez informacji, czy znajdujemy się obecnie bliżej scenariusza 1 czy 2, rządzący zachowują się jak Król Julian z filmu Madagaskar 2. W słynnej scenie, gdzie zwierzęta niosą żyrafę by złożyć ją w ofierze bogom mieszkającym w wulkanie, Król Julian pogania tłum słowami „Szybciej, szybciej, nim dotrze do nas, że to bez sensu”.
Jest niestety, jeszcze jeden możliwy scenariusz. Może się okazać, że COVID-19, podobnie jak wirus grypy, mutuje na tyle szybko, by ludzie po przechorowaniu nie mieli trwałej odporności, a przy tym patogen zachowuje swoją zjadliwość. Taki scenariusz byłby najgorszym z możliwych, bo stosowanie obecnych metod do jego zwalczania spowoduje, że epidemia będzie wracać sezonowo, a my będziemy uziemiani przez rząd przez 6 miesięcy z 12. Cóż, pożyjemy – zobaczymy.
Serdecznie zapraszam do moich pozostałych wpisów, w których np. omawiam ile godzin pracują nauczyciele albo o systemie heliocentrycznym stworzonym przez naszego rodaka Kopernika oraz co ważne przy pandemii, czym jest cukrzyca ciążowa.
Ten tekst to nie tylko informacje, ale i inspiracja do głębszego myślenia.